Chyba nie oglądałem jeszcze filmu o takiej tematyce jak walka, wojna, historia, nakręconego w tak ascetyczny sposób: bez dudniących bębnów i muzyki symfonicznej, bez powolnych najazdów kamerą, dynamicznego montażu, tego całego patetycznego sztafażu. Zamiast tego mamy tupot stóp, huk wystrzału kontrastującego z ciszą wrzosowisk, łomot ciała osuwającego się na ziemię, płacz kobiety, szum wiatru... Wielkie nazwiska (jak np. Michael Collins) też pojawiają się tylko w tle. Mamy tu prostych ludzi i ich osobiste dramaty: Jak wysoka ma być cena wolności? Ile można stracić w imię idei? Ukochaną, przyjaciela, brata?
Trudny film. Bardzo męczący. Męczy jeszcze długo po seansie...